Rok 2019 jest bardzo ważnym rokiem dla zespołu Dżem. Właśnie w tym roku grupa obchodzi swoje 40. lecie. W historii muzyków zapisały się momenty czasem tragiczne (w końcu w tragicznych okolicznościach odeszło dwóch muzyków), ale zarówno są momenty „pozytywne”, gdzie zdobywają potrójną platynową płytę we wrześniu 2017 roku na corocznym koncercie na Dzikiej Plaży w Tyskich paprocanach, czy zostają laureatami Złotych Fryderyków w 2017 roku. Ten rok jest ważny również z powodu 25. rocznicy śmierci legendarnego Ryśka Riedla. Koncert z okazji 40. lecia odbył się 30 marca bieżącego roku w katowickim Spodku, gdzie również odbywały się ważne koncerty zespołu, np. koncert w 1992 roku który jest zarejestrowany na dwóch płytach „Wehikuł czasu Spodek ‘92”, jeszcze z Riedlem i Bergerem, który zginął w tragicznym wypadku 27 stycznia 2005 roku, kiedy to zespół wracał z koncertu w Rzeszowie, bus wypadł z drogi pod Jaworznem, niestety nie wszyscy wyszli cało z wypadku. Za Spodkiem miałem szczęście spotkać Jacka Dewódzkiego, który był wokalistą w zespole od 1995 roku do 2001 roku. Miałem okazję zrobić z nim pamiątkowe zdjęcie i porozmawiać dobre pół godziny. Bardzo sympatyczny i z ogromnym poczuciem humoru człowiek. Kiedy już poszedłem na otwarcie bram, czekając do 16 spotkałem Marcina Sitko, który razem z Sebastianem Riedlem (synem Ryszarda Riedla), również wokalistą, napisał książkę o swoim ojcu „Rysiek Riedel we wspomnieniach”. Niesamowite było to, że pod katowickim Spodkiem stał tłum ludzi, a nikt nie wiedział kim jest Pan Marcin, również zrobiłem sobie z nim pamiątkowe zdjęcie i porozmawialiśmy o jego świetnej pozycji, którą przeczytałem przedpremierowo. Ciekawostką jest to, że przy sprzedaży przedpremierowej Panowie do książki dołączali płytę winylową z nigdy dotąd nie publikowanymi utworami Ryśka Riedla z zespołem, sprzedali wszystkie płyty i ani Marcin ani Bastek nie mają tej płyty w swojej kolekcji. Po otwarciu bram znalazłem idealne miejsce pod samą sceną, naprzeciw braci gitarzystów – Adama Otręby i Bena Otręby. Koncert trwał 4,5 godziny z pół godzinną przerwą dla muzyków. Niestety nie mogłem opuścić swojego miejsca, ponieważ na płycie za moimi plecami stało około trzech tysięcy ludzi, z powrotem już bym tam nie wrócił… Spodek był pełny, było około 12 tysięcy fanów Dżemu. Trzy pokolenia, emeryci, ludzie w średnim wieku i młodzież. Zespół zaimponował fanom setlistą obejmującą 27 utworów, w tym tylko 4 z kadencji obecnego wokalisty – Maćka Balcara, który w zespole jest od początku 2001 roku. Koncert poprowadził Jan Chojnacki, wielokrotnie prowadzący już konferansjerkę występów tej śląskiej grupy. Chojnacki zaczął występ od słynnego „wywiadu z publicznością”, czyli „co na śniadanie? Dżem! Co na obiad? Dżem! Co na kolację? Dżem!, co na wieczność? Dżem!”. Świetnym pomysłem było zaproszenie muzyków którzy kiedyś grali z zespołem. Wchodząc na scenę o 18 zaczęli od „Abym mógł przed siebie iść”, drugim utworem była „Mała aleja róż”. „Powiał boczny wiatr” był ostatnim utworem przed wejściem gości na scenę. Już w czwartym utworze czyli „Człowieku, co się z Tobą dzieje?” pojawili się pierwsi goście – Andrzej Urny na gitarze grywający w zespole od 1980 do 1981 roku oraz Michał Giercuszkiewicz grający na tamburynie, w latach 1981-1986 grywał na perkusji. W kolejnym utworze, w „Mamy forsę – mamy czas” dał popis gry na perkusji Krzysztof Przybyłowicz grający z zespołem w 1986 roku. Przybyłowicz również obsłużył perkusję w „Koszmarnej nocy” gdzie zamiast Maćka Balcara zaśpiewał i zagrał na gitarze Sebastian Riedel. W „Naiwnych pytaniach” pojawił się drugi wokalista Dżemu – Jacek Dewódzki, śpiewający w latach 1995-2001, na bębnach wspierał go Marek Kapłon grający w latach 1986-1989. Kapłon zagrał również z zespołem „Nieudany skok”. Z kolei potem w „Jak malowany ptak” i „Harley mój” bębny obsłużył Jerzy Piotrowski, który grywał z zespołem od 1989 do 1992 roku. Przyleciał na specjalne zaproszenie ze Stanów Zjednoczonych. Potem przyszedł czas na „Wokół sami lunatycy” i „Kim jestem – jestem sobie”. Ostatnim gościem pierwszej połowy koncertu był Krzysztof „Partyzant” Toczko, który na akordeonie zaczął od urodzinowego „sto lat” dla zespołu, a potem sprawnie przeszedł do „Autsajdera”. Po półgodzinnej przerwie zespół zaczął od „Dnia, w którym pękło niebo”, następnie przyszedł czas na „Najemnika I”. Po „Najemniku przyszedł czas na dwa trzy utwory Maćka Balcara, obecnego wokalisty - „Partyzanta”, „Do kołyski” i na ciągle niedoceniany utwór „Nie patrz tak na mnie”. Potem przyszedł czas na „List do M.”. Po „Liście do M.” przyszedł czas na „Złotego pawia”. Następnie odegrano ostatni utwór z twórczości Balcara w zespole - „Strach”. Najbardziej wzruszającymi utworami były dla mnie „Ballada o dziwnym malarzu”, gdzie za muzykami były wyświetlane animacje wspominające Ryśka Riedla, a potem „Sen o Victorii”, gdzie wspominano klawiszowca Pawła Bergera. Między „Balladą” a „Snem o Victorii” przyszedł czas na „Poznałem go po czarnym kapeluszu”. Koncert się skończył, lecz widownia czuła ogromny niedosyt. Pierwszy na scenie pojawił się Jurek Styczyński, gitarzysta zaczynając ciągle żywy utwór „Czerwony jak cegła”. Następnie przyszedł czas na niespodziankę dla zespołu. Cały Spodek, razem z prowadzącym Janem Chojnackim odśpiewał urodzinowe „sto lat”, na scenę wjechał duży tort i wyleciało konfetti z ogromną ilością brokatu. Po tym zespół odegrał „Wehikuł czasu” i na sam koniec wszystkim znane „Whisky”, pod koniec którego oczywiście Maciek Balcar przedstawił wszystkich obecnych muzyków zespołu i podziękował za przybycie na zaproszenie na ich 40. urodziny. Wychodząc spod płyty miałem przyjemność zawołać Sebastiana Riedla stojącego obok sceny, za barierkami, miałem szczęście, że mnie usłyszał, podszedł, porozmawiał i sobie zrobił zdjęcie ze mną.